MSC Music Player

sobota, 6 maja 2017

EPILOG

"Nie ważne ilu chłopaków spojrzy na mnie, nieważne ilu się podobam, nieważne jak przystojni oni będą, dla mnie najprzystojniejszy jesteś TY i chcę się podobać właśnie TOBIE."



~Summer~

 Obudził mnie piękny zapach. Otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą Louis'a, uśmiechającego się do mnie szeroko. W ręku trzymał tacę.
- Sto lat kochanie - pochylił się nade mną, całując czule w usta.
- Pamiętałeś - powiedziałam po oderwaniu.
- Nie mógłbym zapomnieć o urodzinach tak ważnej dla mnie osoby - uśmiechnął się szeroko, pokazując rządek białych zębów i usiadł na łóżku obok mnie. - Wszystkiego najlepszego skarbie.
- Dziękuję - usiadłam i ponownie go pocałowałam.
- A to dla ciebie na miły początek dnia - postawił mi ostrożnie tacę na kolana. Spojrzałam na nią, gdzie było kilka gofrów w kształcie serduszek, polanych czekoladą, truskawki, sok pomarańczowy i czerwona róża.
- Śniadanie do łóżka. Jak romantycznie.
- Bo dla ciebie warto robić takie rzeczy - puknął palcem w mój nos, a wtedy oboje się zaśmialiśmy. - Kocham cię.
- A ja ciebie.
- A teraz jedz, bo musimy pojechać w jedno miejsce - powiedział po chwili. Wzięłam do ręki jednego z gofrów, nadgryzając go.
- Jakie miejsce ? - spytałam jedząc.
- A tego się dowiesz jak już tam będziemy.
- Mam rozumieć, że to niespodzianka ?
- Możesz to tak potraktować - powiedział tajemniczo, patrząc na tacę.
- Tym sposobem niczego mi nie ułatwisz - odpowiedziałam, biorąc do ręki truskawkę. - Robię się coraz bardziej ciekawska.
- Wiem - uśmiechnął się patrząc mi prosto w oczy.
- A jak jestem ciekawska to zaczynam być czasem wredna - odstawiłam tacę na stolik stojący obok.
- To też wiem.
- Bezczelna...
- Nic nowego.
- Podniecona - szepnęłam.
- Coś jeszcze ? - powiedział przysuwając się bliżej.
- Nie wiem. Pomyśl za mnie.
- Może roztargniona ?
- Ja jestem roztargniona ?
- No, a nie ? - spytał dotykając czołem do mojego.
- Ani trochę...
- A zaproponujesz coś innego ? - zamruczał.
- Cholernie cię pragnę - wpiłam się w jego usta. Położył dłoń na mojej głowie, przewracając nas oboje na łóżko i nie przestając całować. Zdjął zwinnym ruchem moją bluzkę i zaczął całować mnie po szyi.
- Nie chciałeś... gdzieś jechać ? - wysapałam.
- To... akurat może trochę... poczekać... - mówił, próbując zapanować nad oddechem.
- W takim razie... nie przestawaj... - przejeżdżałam dłonią po jego torsie szybko oddychając.
- Nie mam zamiaru...

*//*//*

Nie wierzę, że to tak szybko minęło. 16 maja, moje już 22 urodziny. A jeszcze nie dawno świętowałam 16 lat. Kiedy to było... Prawie rok temu przyleciałam do Londynu. Prawie rok temu zaczęła się moja historia z Louis'em. I prawie rok temu poznałam na nowo Niall'a, dziś już mojego brata.
- Gdzie jedziemy ? - spytałam odrywając się od widoku za oknem.
- Ile razy jeszcze o to spytasz ? - powiedział uważnie obserwując ulicę.
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.
- Ty tak robisz - powiedział niewinnie.
- Ale...
- Ale co ? - zaśmiał się. - Przecież doskonale wiesz, że ci nie powiem.
- No dobra - mruknęłam. Nie to nie. Ale spróbować zawsze można. Nie mam żadnego pomysłu gdzie on mnie teraz wiezie. Na imprezę urodzinową raczej nie, bo jest środek dnia. Nawet nie wiem czy na pewno chcę tą imprezę. Wolałabym te urodziny po prostu spędzić z Louis'em, Niall'em i przyjaciółmi. Nim się spostrzegłam zatrzymaliśmy się pod dużym, białym domem.
- A kto tu mieszka ? - spytałam marszcząc brwi.
- Zaraz się przekonasz - uśmiechnął się szeroko i wysiadł z samochodu. Obszedł go dookoła, otworzył mi drzwi i pomógł wysiąść.
- Pięknie tu - powiedziałam, gdy szliśmy w kierunku drzwi wejściowych.
- Też tak uważam - objął mnie w pasie. Doszliśmy do domu. Ku mojemu zdziwieniu, Louis wyjął z kieszeni pęk kluczy i jeden z nich wsadził do zamka.
- To ty masz klucze ? - spytałam szeroko otwierając oczy i patrząc na to co robi.
- To nie jest takie dziwne - wzruszył ramionami.
- Jak nie ? Masz klucze do obcego domu. To nie tylko dziwne, ale też i podejrzane - panikowałam.
- Zaufaj mi ten jeden raz i tyle już nie gadaj - szepnął mi przy uchu.
- Emm... nie wiem co kombinujesz, ale niech ci będzie - popatrzyłam na niego z pod oka, a on się zaśmiał. Otworzył drzwi i weszliśmy do domu. Idąc z głąb budynku spostrzegłam, że wszędzie jest pusto, nawet ściany nie są pokryte żadnym kolorem. - Robisz ze mnie wariatkę Louis ?
- Ale o co ci chodzi ? - zmarszczył czoło.
- Przywiozłeś mnie tu, a w tym miejscu nikt nie mieszka. Jest pusto jak na jakiejś pustyni, nie ma mebli i wszędzie jest biało - wyliczałam. - Tu nic nie ma Louis. Po co mnie tu przywiozłeś ?
- Bo to ty go masz zapełnić - westchnął.
- Co ? - powiedziałam całkowicie zdezorientowana.
- Urządzisz go tak jak będziesz tylko chciała.
- Czy ty...
- Tak, kupiłem nam dom - powiedział z uśmiechem.
- Aaaaa !!! - wskoczyłam mu z piskiem w ramiona. - Nie wierzę,  że to dla mnie zrobiłeś - mocniej go przytuliłam.
- Mam rozumieć, że zgadasz się, żebyśmy razem zamieszkali ? - śmiał się.
- Oczywiście, że się zgadzam ! - pisnęłam. - To najlepszy prezent jaki dostałam.
- Tak uważasz ?
- Tak.
- Ale ja mam dla ciebie jeszcze przynajmniej trzy.
- Jak to ? - spojrzałam mu w oczy.
- No właśnie tak się złożyło.
- Aaa... powiesz mi ? - przekręciłam głowę.
- Jesteś zbyt sprytna - zaśmiał się. - Pierwszy jest taki, że twoje kochane auto - przerwał i wyjął telefon, spoglądając na wyświetlacz - właśnie ładowane jest na pokład samolotu i już jutro będzie w Londynie.
- Żartujesz ?! - spytałam podekscytowana. - Myślałam, że już nigdy go nie zobaczę.
- Nie bądź taka pesymistyczna - pacnął mnie w nos, powodując, że jeszcze raz się zaśmiałam.
- A ten drugi prezent ? - spytałam ponownie.
- Wczoraj... dostałem oficjalne potwierdzenie, że w czerwcu wraz z tobą, wyruszamy w prawie 10-miesięczną, światową trasę.
- M-mówisz poważnie ?
- Jak najbardziej.
- Nie mogę w to uwierzyć. Tak się cieszę - przytuliłam go jeszcze mocniej. - Dlaczego ja nic o tym nie wiedziałam ?
- Bo to miała być, jak sama widzisz, niespodzianka - powiedział, stawiając mnie z powrotem na podłogę.
- Czemu mnie puszczasz ? - spytałam smutno.
- Bo... jako trzeci prezent... zapraszam cię na dziś wieczór, na romantyczną kolację, tylko we dwoje. Co ty na to ?
- Ja jestem jak najbardziej na tak - powiedziałam z uśmiechem. Zbliżyłam się do niego i pocałowałam czule w usta. - Dziękuję ci za wszystkie prezenty. Nie spodziewałam się, że dostanę aż tak wiele. Przecież nie musiałeś robić dla mnie tego wszystkiego.
- Ale chciałem. Chcesz być szczęśliwa i ja chcę sprawić, żeby tak było.
- Jesteś najlepszym co spotkało mnie w życiu - wzruszyłam się. - Nie zasługuję na tak wiele - rozpłakałam się.
- Oczywiście, że zasługujesz - położył obie dłonie na moje policzki. - Musisz tylko uwierzyć, że jesteś tego wszystkiego warta, a na pewno w twoim życiu zapanuje całkowite szczęście - uśmiechnął się i ponownie mnie pocałował. Oplotłam rękami jego szyję, przysuwając go bliżej siebie.
- Kocham cię - szepnęłam, głaszcząc go po policzku.
- A ja ciebie skarbie.

*//*//*

Godzinę temu wróciliśmy do domu. Louis musiał gdzieś pilnie pojechać. Vanessa nie wiem gdzie jest. Liam pojechał też gdzieś z Louis'em. Nie wiem co się dziś dzieje. Zostałam z blondynem i loczkiem. Przynajmniej oni umilają mi na razie czas. Bo tak to bym się nudziła, a w urodziny podobno nie można się nudzić.
- Czekaj, teraz trafię - powiedział Harry, biorąc do ręki kolejne winogrono. Podrzucił je do góry, próbując złapać je w usta, ale tak jak poprzednie, spadło na ziemię, wcześniej trafiając go w oko.
- Tak, trafiłeś jak zwykle - zaśmiałam się.
- Oj no... po prostu dziś mi nie wychodzi.
- Właśnie widzę - śmiałam się. - O, wróciłeś blondynku.
Gdzie byłeś ? - spytałam, gdy zobaczyłam, że schodzi ze schodów, do salonu.
- Mam dla ciebie coś - odpowiedział siadając obok mnie na kanapie.
- Znów prezent ? Za bardzo mnie rozpieszczacie.
- Po prostu to weź - uśmiechnął się podając malutkie pudełeczko. Przyjrzałam mu się, a następnie je otworzyłam. W środku zobaczyłam złoty medalik. Wzięłam go ostrożnie do ręki, patrząc na niego zszokowana.
- Boże, Niall... on jest przepiękny...
- Naszej mamy...
- M-mamy ? - spytałam, a on przytaknął.
- Teraz jest twój - uśmiechnął się. - Otwórz go - poprosił, więc tak zrobiłam. W środku ujrzałam malutkie zdjęcie dwójki dzieci, chłopca i młodszej dziewczynki.
- To my ?
- Tak. To my. Znalazłem ten medalik, kiedy ostatnio byliśmy w Irlandii. Chciałem ci go dać wcześniej, ale nie było jakoś okazji, a teraz jest. Gdy będziesz go nosić... niech przypomina ci o nas... o mamie, o tacie... i o mnie...
- Dziękuję - przytuliłam go bardzo mocno. - Dziękuję ci za wszystko co dla mnie robisz. Dziękuję ci, że teraz jesteś przy mnie cały czas...
- Będę zawsze i zawsze ci pomogę, bez względu na to co będzie się dziać.
- Kocham cię braciszku.
- A ja ciebie mała - przytulił mnie mocniej.
- Hej solenizantko ! - usłyszałam znajomy głos i w momencie odwróciłam głowę.
- Lottie ! - podbiegłam do niej od razu ją przytulając. - Co ty tu robisz ?
- Jak to co ? Masz urodziny.
- To ty ja przywiozłaś ? - popatrzyłam z uśmiechem na Vanessę, wchodzącą do salonu.
- Pewnie, że ja.
- Tak, to była ona - wtrąciła się Lottie. - A teraz, skoro masz urodziny, życzę ci dużo, dużo szczęścia, zdrówka, pogodnych dni, dalszych sukcesów, bezgranicznej miłości mojego brata i żebym w końcu została ciocią - zaśmiała się pod koniec. - Życzę ci tego o czym marzysz. Wszystkiego najlepszego Summer - przytuliła mnie.
- Dziękuję - objęłam ją ramionami.
- A to dla ciebie, drobny upominek.
- Nie musiałaś...
- Oczywiście, że musiałam. Zobacz co jest w środku - powiedziała tajemniczo. Otworzyłam torebkę i chciałam wybuchnąć śmiechem, widząc czerwony zestaw koronkowej bielizny, ale się pohamowałam, ze względu na to, że chłopaki cały czas tu byli.
- Wariatka - zaśmiałam się cicho.
- No co ? Przyda ci się dziś wieczorem - wzruszyła ramionami. - A tak a propo. To ja przyjechałam też, żeby zrobić cię na bóstwo.
- A to ja nie umiem pomalować się na randkę ? - parsknęłam śmiechem.
- Ej, ej. To nie taka zwykła randka. Masz urodziny, dlatego musisz wyglądać perfekcyjnie.
- Wygrałaś - pokręciłam rozbawiona głową. - Zaniosę to na górę - wskazałam na torebkę i skierowałam się do schodów. Po kilku sekundach znalazłam się w swojej sypialni. Przeszłam do garderoby i zostawiłam na podłodze prezent od Lottie. Wychodząc zobaczyłam na pufie duże pudełko z podpisem: "SUMMER". Podeszłam bliżej i zdjęłam pokrywę. Moim oczom ukazała się piękna, krótka, czerwona sukienka z odkrytymi plecami, i dodatkowo czarne, połyskujące szpilki. Na dnie leżała mała biała karteczka. Wzięła, ją do ręki, czytając:
"Mam nadzieję, że dziś wieczorem będę mógł cię w tym podziwiać.
Louis"
Uśmiechnęłam się sama do siebie, spoglądając na rzeczy przede mną. Facet mojego życia. Bez porównania.

*//*//*

Po dzisiejszym doświadczeniu stwierdzam, że Lottie będzie świetną kosmetyczką. Spojrzałam ostatni raz w lustro i wstałam z siedzenia.
- Wyglądasz bosko, jesteś w dobrym humorze, a teraz biegnij do swojego księcia z bajki - powiedziała Lottie, odkładając lakier do włosów na półkę.
- Dzięki, jesteś wielka - przytuliłam ją.
- Baw się dobrze - zaśmiała się.
- Z twoim bratem zawsze - uśmiechnęłam się. - Dobra, idę. Jak nie wrócimy do północy to się nie martw.
- A co ja mam się martwić ? Jestem najmłodsza w tym towarzystwie. To wy powinniście się martwić o mnie.
- Racja. Pa - pożegnałam się z nią buziakiem w policzek i wyszłam z pokoju, zabierając wcześniej torebkę. Zeszłam ostrożnie po schodach i za chwilę byłam już na dole. Przeszłam do salonu, gdzie Louis rozmawiał z Liam'em.
- Zobaczysz, uda się - usłyszałam Liam'a.
- Obyś miał rację stary - tym razem był to głos Louis'a. Obydwoje chyba nie zdawali sobie sprawy z tego, że już jestem w pomieszczeniu.
- Louis  ?
- Tak ? - odwrócił się słysząc mnie. - Wooooooow... - otworzył usta ze zdumienia, dokładnie lustrując mnie od góry do dołu. - Wiedziałem, że ta sukienka jest piękna, ale... ty wyglądasz w niej olśniewająco...
- Dziękuję - uśmiechnęłam się. - I dziękuję za sukienkę, buty.
- To był drobiazg - cmoknął mnie w usta.
- Ty też wyglądasz świetnie - spojrzałam na niego. Ubrany był w czarne rurki, białą koszulę i czarną marynarkę.
- Czekałem aż to powiesz.
- Hej ! - zaśmiałam się.
- Żartuję. To ty jesteś gwiazdą wieczoru. To twój dzień i dziś jedyna osoba, która jest dla mnie piękna to tylko i wyłącznie ty - spojrzał mi w oczy.
- Dziękuję - poczułam jak zaczynam się rumienić i zwiesiłam głowę w dół.
- Nie ukrywaj tych rumieńców, bo tak jak mówiłem, wyglądasz przepięknie - pogłaskał mnie po policzkach.
- Zawsze mi to mówisz - podniosłam głowę, by spojrzeć mu w oczy.
- Bo to prawda. Chodźmy, inaczej ktoś inny zajmie nam stolik - zaśmiał się, powodując także mój śmiech.
- Więc na co czekamy ? - spytałam.
- Na gwiazdkę z nieba dla ciebie.
- Ej, nie żartuj tak ze mnie.
- Nie żartuję - wziął mnie za rękę i wyszliśmy z domu. - Ty jesteś moją gwiazdką - pocałował mnie w czoło. Nic nie mówiłam, tylko się uśmiechnęłam. Otworzył mi drzwi od samochodu, abym wsiadła. Gdy już to zrobiłam, sam obszedł auto dookoła i usiadł na miejscu kierowcy. Odpalił silnik i wyjechaliśmy z posesji. Obserwowałam nocny krajobraz, myśląc o wielu rzeczach na raz. O tym, że mam zamieszkać z Louis'em, o trasie, o całym dzisiejszym dniu, o tym co się dzieje w moim życiu, o tym co czuję do Louis'a i o tym co myśleliby moi rodzice, gdyby żyli...
Nie minęło 15 minut, kiedy zatrzymaliśmy się pod pięknie oświetloną restauracją. Wysiadłam tak jak wsiadałam, czyli z pomocą mojego chłopaka. Wziął mnie za rękę i z uśmiechem prowadził do wejścia. Weszliśmy do ogromnego budynku. Wnętrze było bogato urządzone, głównymi kolorami był srebrny, czerwony i czarny. Podeszliśmy do mężczyzny za kontuarem, który pisał coś na kartce.
- Dzień dobry - odezwał się Louis.
- Dzień dobry- odpowiedział pracownik restauracji.
- Stolik na nazwisko Tomlinson.
- Chwileczkę - powiedział spoglądając do wielkiego zeszytu. - A tak, stolik numer 32, proszę za mną - powiedział, kierując nas do wyznaczonego miejsca. Zaprowadził nas do oddzielnej salki, gdzie był nakryty tylko jeden stolik, a oprócz nas nie było nikogo.
- To tutaj. Życzę udanego wieczoru - mężczyzna uśmiechnął się i odszedł. Podeszliśmy do stolika. Louis jak dżentelmen odsunął mi krzesło, które zajęłam, a potem usiadł naprzeciwko, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Zarezerwowałeś całą salkę dla nas ? - spytałam całkowicie zaskoczona.
- Tak, tylko dla naszej dwójki. Mam nadzieję, że zapamiętasz ten wieczór do końca życia, bo chcę, żeby był naprawdę udany - wziął mnie za rękę, lekko ściskając.

*//*//*

Zjedliśmy wyśmienitą kolację, popijając ją czerwonym, wytrawnym winem. Rozmawialiśmy o życiu, planach, marzeniach. Mam nawet wrażenie, że o wszystkim.
- Chciałabym kiedyś polecieć na Teneryfę - powiedziałam upijając łyk trunku z kieliszka. 
- Nie byłaś nigdy ? - spytał zaskoczony.
- Inaczej chyba bym o tym nie mówiła, prawda ? - zaśmiałam się. - No może to dziwne, ale naprawdę nie było okazji, żebym się tam znalazła.
- W takim razie, muszę cię tam kiedyś zabrać - uśmiechnął się szeroko.
- Z miłą chęcią polecę tam z tobą.
- Cieszę się - wziął mnie za rękę. - Mam do ciebie pewne pytanie, ale... zanim na nie odpowiesz... proszę, zastanów się dwa razy - popatrzył na mnie zestresowany.
- Dobrze. Więc co to za pytanie ? - spytałam ciekawa i jednocześnie przestraszona. Puścił moją rękę, wstał z krzesła i podszedł do mnie. Powoli uklęknął na jedno kolano. Wyjął z marynarki małe pudełeczko, a ja poczułam jak bladnę.
- Summer Smith... zgodzisz się za mnie wyjść ? - przełknął ślinę, otwierając pudełeczko. Popatrzyłam na nie i ujrzałam srebrny pierścionek, wysadzany małymi diamencikami. Nie wiedziałam czy się rozpłakać, skakać z radości czy po prostu nic nie mówić. Ale to ostatnie było całkowitą głupotą, bo on czekał na odpowiedź, klęcząc przede mną i nie wiedząc jak postąpię.
- S-Summer ? - usłyszałam. Spojrzałam mu w oczy. Były pełne smutku i przerażenia. Natomiast w moich powoli zaczęły zbierać się łzy. Pokiwałam pionowo głową, sprawiając, że w oczach zaświeciły mu się iskierki.
- Tak... Wyjdę za ciebie Louis - uśmiechnęłam się przez łzy. W momencie na jego ustach zagościł szeroki uśmiech. Wstałam w tej samej chwili co on i bardzo mocno go przytuliłam. Po kilku sekundach oderwał się ode mnie, wziął moją rękę w swoją i założył na mój palec pierścionek, który pasował idealnie.
- Nie wiesz jak mi ulżyło.
- Kocham cię - oparłam swoje czoło o jego.
- A ja ciebie - pocałował mnie delikatnie w usta.
- Nie spodziewałam się, że to zrobisz. To najlepszy prezent, jaki mogłam kiedykolwiek dostać. Jesteś facetem moich snów.
- Nasza historia... dopiero się zaczyna...




"Każdy ma do przebycia swoją podróż życia. 
Mijamy stacje życiowe, jedne szare, inne zaś kolorowe. 
Poznajemy ludzi, którzy wsiadają i wysiadają lub też do końca podróży przy nas pozostają. 
Każdy z nas wybiera swój przedział życiowy. 
Jednym wystarcza zwykły, innym zaś luksusowy. 
Lecz nie ważny jest luksus w życiu człowieka. 
Bo sensem tej podróży jest miłość do drugiego człowieka."



KONIEC CZĘŚCI I

__________________
Zakończenie części PIERWSZEJ. Dobrze przeczytaliście, części pierwszej. Otóż tą niespodzianką, o której mówiłam od dłuższego czasu jest to, że będzie, powstaje część druga. Nie umiałam jakoś rozstać się jeszcze z tą historią i postanowiłam, że jeszcze trochę ją popiszę, przede wszystkim dlatego, że miałam i nadal mam wiele pomysłów na ich dalsze losy. Dlatego zapraszam wszystkim na drugą część "Fame isn't important... ", gdzie czeka już na Was prolog i mam nadzieję, że zostaniecie ze mną na dłużej. Link poniżej, a także w moim profilu oraz w prawej kolumnie po kliknięciu okładki bloga. A teraz mogę  powiedzieć, napisać, że ten blog zostaje oficjalnie zakończony :)

"Fame isn't important..."

Tak szybko się mnie nie pozbędziecie ;)
/Perriele rebel