MSC Music Player

sobota, 11 marca 2017

Rozdział 22

"Wojna ze mną ?! Gratuluję odwagi... Współczuję głupoty."

~Summer~

Otworzyłam oczy, które po chwili z powrotem zamknęłam, przez oślepiające mnie jasne światło. Podjęłam drugą próbę ich otworzenia i tym razem się udało. Zobaczyłam nad sobą mężczyznę w białym kitlu.
- Jak się Pani czuje ? - spytał patrząc na mnie.
- Trochę boli mnie głowa... Co się stało ? Gdzie ja w ogóle jestem ? - zadawałam kolejno pytania.
- Spokojnie - zareagował, kiedy próbowałam wstać i mi na to nie pozwolił. - Miała Pani lekki wstrząs mózgu i jest teraz w szpitalu.
- Gdzie mój chłopak ? - spytałam cicho.
- Zaraz do Pani podejdzie. Proszę leżeć - powiedział odchodząc. Popatrzyłam na swoją dłoń, miałam wbitą do niej igłę, podłączoną do kroplówki. Rozejrzałam się wkoło. Wszędzie było biało, jakaś pielęgniarka krzątała się po pomieszczeniu. W drugiej części sali dostrzegłam Louis'a z Lottie. Dziewczyna siedziała, ale podobnie jak ja, z kroplówką. Wyglądała jakby zaraz miała zemdleć, a jej twarz była cała blada. Natomiast Louis był odwrócony do mnie tyłem i upewniał się, że z jego siostrą wszystko w porządku. Po upływie kilku chwil podszedł do mnie.
- Całe szczęście, że już się obudziłaś. Myślałem, że to coś gorszego - pocałował mnie czule w czoło.
- Co dokładnie się stało ? - spytałam słabo.
- Dokładnie ? - upewnił się, a ja pokiwałam pionowo głową. - Ktoś podciął nam hamulce - parsknął z nie dowierzeniem.
- Co ? Ale.. Kto to mógł być ?
- Nie wiem Summer - westchnął. - Jest jeszcze coś.
- Co takiego ? - spytałam z niepokojem.
- Nasza ochrona wcale się nie zgubiła. Ktoś celowo zmienił trasy w ich nawigacjach. Przez to... - przełknął ślinę i odwrócił ode mnie wzrok. - Spadli ze skarpy... Nikt nie przeżył... Mamy tylko kilku ochroniarzy, którzy są w Londynie. To nie był przypadek.
- Żartujesz, prawda ?
- Chciałbym, ale... tak jak to wygląda, ktoś chce nas udupić i zniszczyć.
- A... c-co z Lottie ? - próbowałam zmienić temat. Louis spojrzał znów na mnie.
- Gorzej przyjęła uderzenie. Ma niskie ciśnienie, w każdej chwili znów może zemdleć. Nie jest na siłach by wstać, cokolwiek zrobić...
- Przykro mi...
- To nie twoja wina. To ja powinienem ci podziękować. Gdybyś mnie w porę nie ostrzegła ten człowiek by nie żył, a z nami byłoby o wiele gorzej. Dziękuję - powiedział przytulając się do mojego policzka.
- A co z tobą ? - szepnęłam kładąc rękę na jego głowie.
- Wszystko w porządku, drobne stłuczenie.
- Na pewno ? - spytałam, a on podniósł głowę.
- Tak, na pewno - uśmiechnął się. Obok pojawiła się pielęgniarka i odłączyła mi kroplówkę, jednocześnie wyjmując igłę.
- Mieliśmy pojechać do twojej rodziny. Co teraz ?
- Pojedziemy. Jesteśmy tylko na izbie przyjęć, nie byłyście przyjmowane na oddział - pogłaskał mnie po policzku.
- Jest późno. Poza tym samochód na pewno nie nadaje się do jazdy - panikowałam.
- Summer, spokojnie. Wszyscy czekają i nie śpią, martwią się. Nie zasną dopóki nie przyjedziemy i nie zobaczą, że wszystko w porządku. A co do auta, zabrali je do naprawy. Pół godziny temu podstawili mi moje drugie. Wszystko jest dobrze, o nic się nie martw, tak ? - spojrzał na mnie z troską.
- Yhym - pokiwałam głową.
- Panie Tomlinson - usłyszeliśmy głos pielęgniarki. - Może Pan już zabrać siostrę i dziewczynę do domu.
- Dobrze, dziękuję - powiedział wstając. Usiadłam na łóżku i przetarłam twarz dłońmi. - Dasz radę sama iść ? - spytał dotykając mojego ramienia.
- Tak, jasne.
- Dobrze, bo muszę wziąć Lottie, nie jest w stanie chodzić. Jest strasznie słaba. Nie wiem dlaczego jest z nią gorzej niż z tobą...
- Nie obwiniaj się. Jedźmy już, co ?
- Jedziemy, jedziemy - westchnął. Podszedł do Lottie i wziął ją na ręce. Natomiast ja wstałam o własnych siłach. W trójkę powoli wyszliśmy ze szpitala. Drugi raz w ciągu miesiąca jestem w szpitalu. To za dużo jak na moją psychikę. Za dużo...

*//*//*

Do Doncaster dojechaliśmy dopiero po północy. Tak jak Louis mówił, nie śpią, wszędzie palą się światłą. Czyli tak ma wyglądać poznanie jego rodziny ? Mówiąc szczerze, trochę inaczej to sobie wyobrażałam, bez tego wypadku. Co do tego co na razie zobaczyłam, to dom jest piękny i z zewnątrz wygląda na przytulny. Co ja mówię... Musi być. Mieszka w nim 6 dzieci, 7 jeśli licząc Louis'a.
- Idziemy ? - spytał Louis, stojąc obok mnie z Lottie na rękach.
- Yhym - uśmiechnęłam się delikatnie. Skierowaliśmy się do wejścia. Stanęliśmy przed drzwiami, a ja zapukałam. Nie minęło pół minuty, kiedy w progu stanęła kobieta, prawdopodobnie mama Louis'a i Lotte.
- Boże ! Dzieci, nareszcie jesteście ! Tak się bałam - krzyknęła z wyraźną ulgą.
- Cześć mamo - Louis przywitał się z kobietą buziakiem w policzek.
- Witaj synku. A ty pewnie jesteś Summer - uśmiechnęła się do mnie, a ja to odwdzięczyłam.
- Tak, to ja. Dobry wieczór - odpowiedziałam, a kobieta mnie przytuliła.
- Wejdźcie. Louis połóż Lottie w salonie - weszliśmy do domu. Oboje zdjęliśmy buty, Louis zaniósł Lottie, a ja byłam prowadzona przez kobietę do kuchni. - Najmłodsza dwójka już śpi, ale reszta nie. Chodź, śmiało - pokazywała gestem ręki, więc weszłam do pomieszczenia, gdzie siedziały 3 dziewczyny i jeden mężczyzna.
- Em... Dobry wieczór, cześć - przywitałam się zakłopotana.
- Witaj - podszedł do mnie mężczyzna. - Jestem Dan, ojczym Louis'a - przywitał się.
- A ja Summer, jego dziewczyna - uśmiechnęłam się przyjaźnie. Potem poznałam jego kolejne siostry: Felicite i bliźniaczki Daisy i Phoebe. Nie jest tak źle jak sądziłam. Naprawdę wszyscy są dla mnie tacy mili. Niepotrzebnie się bałam.
- Przykro mi, że poznajemy się w takich okolicznościach - zaczęła mama chłopaka.
- Tak, ja też to sobie inaczej wyobrażałam - powiedziałam.
- Ale to ty ostrzegłaś w porę mojego syna. Dlatego bardzo ci dziękujemy. Cieszymy się, że nic straszniejszego się nie stało - stanęła przy mnie i się uśmiechnęła. - Pójdę do Lottie, sprawdzić co z nią.
- To ja też z Panią pójdę. Chcę...
- Jaka Pani ? Jestem Johannah - przerwała mi, a ja szeroko się uśmiechnęłam. Ruszyłyśmy do salonu. Za nami podążała reszta rodziny.
- Zasnęła - powiedział cicho Louis, kiedy weszliśmy do pokoju.
- Potrzebuje odpoczynku, wy też. Posiedzę z nią, a wy zjedźcie coś i idźcie spać. Mieliście długi dzień - rzekła kobieta, patrząc na nas z troską.
- Dziękuję mamo. Dobranoc. Kocham cię - chłopak pocałował ją w policzek, podszedł do mnie, wziął mnie za rękę i wyszliśmy z pokoju.
- Jesteś głodna ? - spytał, zakładając kosmyk moich włosów za ucho.
- Nie. Tak naprawdę... chciałabym się już położyć.
- To chodźmy...
- A ty nie będziesz jadł ?
- Gdybym chciał,to bym jadł, tak ? Chodź, bo zaśniesz na stojąco - zaśmiał się. Poprowadził mnie w stronę schodów, po których weszliśmy. Za chwilę znaleźliśmy się w pokoju z granatowymi ścianami.
- To był mój pokój, kiedy tu mieszkałem. Wszystko zostało na swoim miejscu... Mama nic nie zmienia - powiedział gdy zaczęłam się rozglądać.
- Uroczo - powiedziałam cicho ze zmęczenia.
- Rozgość się. Pójdę po walizki i zaraz wracam.
- Okay - uśmiechnęłam się, gdy wychodził. Jeszcze raz rozejrzałam się po sypialni. Na środku stało łóżko dla dwóch osób, naprzeciw wielka szafa, a pod ścianą biurko, na którym były zdjęcia rodzinne i różne rzeczy. Na krześle zobaczyłam strój drużyny Doncaster Rover, czyli tej w której czasem gra Louis. W całym pokoju były przeróżne pamiątki. Mimo, że to był pokój zwykłego nastolatka, mi bardzo się spodobał. Było w nim przytulnie. Nie to co u mnie, kiedy zostałam adoptowana.
- Szybki jesteś - powiedziałam, gdy zobaczyłam go z powrotem w pokoju.
- Od dawno to już wiesz... Skądś mam tą klatę.
- Ale ty skromny...
- No ktoś musi - zaśmiał się. - Przebierasz się ?
- Nie - pokręciłam głową. - Ty to zrób.
- Leń - powiedział, otwierając jedną z walizek.
- Nie leń. Jestem zmęczona i jeszcze słabo się czuję.
- Przecież żartowałem. I tak sam bym cię przebrał - odpowiedział podchodząc do mnie z ubraniami. Zdjął moją bluzkę i zamiast niej nałożył mi koszulkę od piżamy. To samo zrobił ze spodniami i zaraz miałam na sobie krótkie szorty. Wskoczyłam pod kołdrę i patrzyłam jak Louis sam zdejmuje z siebie ubrania.
- Nie za dobry masz widok ? - spytał ze śmiechem.
- Skoro tak uważasz - wzruszyłam ramionami. Za chwilę on również położył się obok mnie.
- Louis ? - zaczęłam odwracając się w jego stronę.
- Hmm ?
- Co się stało z twoim tatą ? - spytałam cicho.
- Skąd wiesz, że Dan nim nie jest ?
- Przedstawił się jako twój ojczym...
- Mogłem to przewidzieć - westchnął. - Mój ojciec... zostawił mnie i mamę, kiedy się urodziłem. Mama wyszła za Marka i to jego traktowałem jak prawdziwego tatę, ale kilka lat temu zmarł na raka. Mama ponownie wyszła za mąż za Dana...
- Przepraszam, nie powinnam pytać.
- Przestań, chciałaś wiedzieć. I powinnaś...
- Ale...
- Nic się nie stało. Śpij już. Jesteś osłabiona - pocałował mnie w czoło.
- Dobranoc - szepnęłam, przymykając oczy.
- Dobranoc skarbie.

*//*//*

Południe. Idealny czas na relaks na dworze. Przynajmniej jak dla mnie. Bliźniaczki poszły do sklepu, a ja od kilku godzin rozmawiam ze starszymi siostrami Tomlinson. Poznajemy się nawzajem i trochę plotkujemy. Przy okazji pilnujemy też dwulatków - Doris i Ernesta. Jest tu tyle osób, że nie sposób się nudzić. Z Lottie jest już w porządku. Tylko Louis śpi. No, ale rozumiem go. Siedział przy mnie i Lottie w szpitalu,do tego kierował. Ma prawo odpocząć.
- Tak - śmiała się Fizzy. - Nigdy nie proś Louis'a, żeby pomalował ci paznokcie, bo efekt będzie okropny - śmiała się jak wariatka. - Przekonałyśmy się już o tym na własnej skórze.
Felicite "Fizzy" i Charlotte "Lottie"  Tomlinson 
- Zapamiętam - tym razem ja się zaśmiałam. - Louis i paznokcie ? Nigdy - śmiałam się tak, dopóki na horyzoncie nie pojawiła się jakaś dziewczyna.
- O, hej Alissa !
- Hej dziewczyny ! - przywitała się. - Jest Louis ?
- Śpi - odpowiedziałam wtrącając się. No i kurde dobrze zrobiłam. Rude, plastikowe babsko. Skoro ona pyta o mojego chłopaka, to ja muszę zareagować. Już z daleka wygląda, że mądra nie jest.
- Emm... to może posiedzisz z nami ? - spytała Lottie.
- Właśnie. To dobry pomysł. Louis jakiś czas temu skończył trasę i wątpię, żeby szybko się obudził, jest zmęczony - dodała Fizzy.
- Nie wątpię - uśmiechnęła się sztucznie. Proszę was ! Nawet ja już z daleka widzę, że to plastik !
- To my przyniesiemy z Fizzy coś do jedzenia, a wy się poznajcie - powiedziała Lottie, wstając. Obie weszły do domu i zostawiły mnie z tą pokraką. Jak jej było ? Alissa. Dobra, poudaję. Co mi szkodzi ?
- Jestem Summer, dziewczyna Louis'a, miło...
- Daruj sobie - prychnęła. - Wiem kim jesteś. Cały świat o was huczy. Radzę ci się odczepić od niego, bo możesz pożałować. To ja znam go od dziecka, a nie jakaś sierota jak ty.
- Jak możesz ? Myślisz, że to mnie przekona ? - prychnęłam.
- To jest początek.
-  Tak ? To twój koniec będzie marny.
- Ja bym powiedziała to o tobie - syknęła w moją stronę. Nie ! Tego już za wiele.
- Posłuchaj ruda pokrako - wycedziłam przez zęby. - Jeżeli Louis zakochał się we mnie, to miał wyraźnie powód. A widać, że o tobie zapomniał, bo kiedy wymieniał ważne dla niego osoby, to ciebie nie było na liście rudzielcu - zrobiłam sztuczną minę smutnego psa. Teraz ja się zabawię.
- Jeszcze zobaczysz kto wygra.
- Nawet. Nie. Próbuj. Trenuję boks od 5 lat. Chcąc, nie chcąc mogę zrobić ci niezłą krzywdę. Zapamiętaj... Alissa - mówiłam groźnie w jej stronę. Z Summer Smith się nie zadziera.
- Jesteś zwykłą...
- Już jesteśmy - usłyszałam głos Fizzy. - Mamy...
- Wiecie dziewczyny... Ja już chyba pójdę, o czymś sobie przypomniałam - wstała z siedzenia, a ja zrobiłam zwycięską minę. 1:0 dla Summer.
- Ale na pewno ? Ma...
- Tak, naprawdę muszę już iść. Przepraszam, wpadnę innym razem. Pa - pomachała na pożegnanie i wkurzona szybko poszła. Się przestraszyła... Jak przykro...
- Coś się stało ? - spytała Lottie.
- Nie. Co miało się stać ? Wszystko jest w porządku - uśmiechnęłam się, biorąc ciastko do ręki. Dla nas jest dobrze. Dla rudej zołzy zdecydowanie nie. O nie. Ani trochę.

*//*//*

~Louis~

Korzystając z okazji, postanowiłem pokazać Summer trochę miasto. Dlatego jednak się obudziłem i zszedłem na dół. No jest 16:00, ale się obudziłem, a to jest najważniejsze. Przegapiłem obiad, takim jestem śpiochem, a nazywam tak Summer... Role się odwróciły... No trudno. Ale chyba cieszy się z tego wyjazdu. Dobrze dogaduje się z całą moją rodziną, a młodsze dzieci ją uwielbiają. O to mi chodziło. Gdybym przeczuwał, że będzie się inaczej zachowywać to bym jej nie przywoził, a zrobiłem to. Zmieniła się. I to na o wiele lepsze. Usiedliśmy oboje na ławce. Park w Doncaster jest przepiękny. Według mnie.
- Jak ci się to wszystko podoba ? - spytałem.
- Jest świetnie. Cieszę się, że mnie tu zabrałeś - zaśmiała się.
- To będzie trzeba to kiedyś powtórzyć. Możemy...
- Louis ! - usłyszałem w oddali znany głos.
- Znów ta ruda - zajęczała Summer, a ja się odwróciłem do źródła dźwięku.
- Ty ją znasz ? - spytałem zaskoczony.
- Później ci to wyjaśnię - jęknęła załamana. 
- Hej Louis ! - przywitała się Alissa.
- Hej... - powiedziałem zniesmaczony. Jak ta ruda małpa mnie znalazła ? Myślałem, że już dawno o mnie zapomniała, tak jak ja to zrobiłem. Ale jak widać... myliłem się. I to bardzo.
- To już wróciłeś do Doncaster ? - spytała, a ja strzeliłem sobie w myślach w łeb. Ona na stówę była kiedyś blondynką.
- Tak, chciałem przedstawić moją dziewczynę rodzinie - dałem wyraźny nacisk na słowa "moją dziewczynę" i objąłem Summer ramieniem. Niech ta wywłoka się ode mnie odczepi. Podwala się do mnie od podstawówki i myśli, że jest fajna.
- Oh... tak, a myślałam, że...
- To coś ważnego Alissa ? Spieszymy się gdzieś.
- Chciałam cię spytać czy nie wpadłbyś do mnie, bo... zepsuła mi się pralka i nie ma mi jej kto naprawić... - powiedziała niewinnie. Ile mam bawić się w tą szopkę ?
- Sorry, ale ja się na tym nie znam. Musimy iść. Było miło, ale pa - powiedziałem odchodząc. Dlaczego musiała mnie rozpoznać i zaczepić ? Mogła dalej żyć w tym swoim powalonym świecie, a mnie zostawić w spokoju.
- To skąd ty ją znasz ? - spytałem, gdy byliśmy wystarczająco daleko, żeby nas nie usłyszała.
- Jak spałeś to przylazła. Wredna jest i tyle ci powiem - odpowiedziała. 
- Summer... co zrobiłaś ? Znam cię i wiem do czego jesteś zdolna - zatrzymałem się i na nią popatrzyłem.
- Oj no... trochę jej pogroziłam, ale nic jeszcze jej nie zrobiłam - powiedziała robiąc niewinną minę.
- Jeszcze. Ciebie to trzeba na każdym kroku pilnować,
- Oj nie przesadzaj. Nic się nie stało. Gdzie teraz idziemy ?
- Przed siebie - westchnąłem i ruszyliśmy dalej. Teraz wiem, że zakochałem się w odpowiedniej dziewczynie. Ona tak łatwo nie da sobą pomiatać.
____________________
Zakładka: Bohaterowie została zaktualizowana
/Perriele rebel

2 komentarze: