MSC Music Player

sobota, 18 marca 2017

Rozdział 23

"Mój przewodnik po życiu, moja mapa do bycia kimś, mój wzór, autorytet i moja deska ratunku. To on nauczył mnie być radosnym człowiekiem. To on daje wsparcie i to on jest kiedy nie ma nikogo".

~Summer~

Jesteśmy już tydzień u rodziny Louis'a. Jutro dziewczyny zaczynają już szkołę, więc dzisiaj jedziemy. Naprawdę fajnie się bawiłam. Nie licząc tego, że ta ruda małpa, Alissa przychodziła jeszcze z 3 razy. Zazdrosna jest i tyle, że mi się powiodło w miłości, a jej nie. No innego wyjaśnienia nie ma. Poza tym kto by chciał taki plastik ? I to jeszcze rudy ? Sylikonowe cycki i nie powiem co jeszcze. Na jej widok to aż mi się rzygać chce. Na samo wspomnienie o niej w sumie też. Właściwie to dlaczego ja myślę o tej dziewczynie ? Ze mną to już jest coś nie tak. Właśnie pakuję z Louis'em ostatnie rzeczy. Nieźle nam idzie. Już prawie skończyliśmy. Chociaż w sumie dziwne, że tak szybko, bo na początku tak nie było. A nie było tak, bo ja się wkurzyłam na Louis'a, że tego nie pakuje tylko się leni, a ja muszę robić wszystko za niego, więc wyrzuciłam całą zawartość walizek na środek pokoju. Dlatego on nie miał wyboru i musiał mi pomóc. Cierpi wielce. Bo to takie okropne zajęcie pakować się do domu... Aż normalnie zaraz mu coś powiem. Patrzy się na mnie tym swoim wzrokiem, że już nie wiem czy mnie nim morduje czy pokazuje jak bardzo nie chce mu się sprzątać. Obstawiam, że to i to, albo w ogóle co innego.
- Dalej będziesz się tak na mnie patrzył ? - rzuciłam w jego stronę, podchodząc do walizek.
- Przeszkadza ci to ? - spytał idąc w stronę łóżka. Ale coś mu to nie wyszło, bo wywalił się na jednej z walizek. - Cholera.
- Ha ! To za to, że dusisz mnie wzrokiem - krzyknęłam mu nad uchem i poszłam do łazienki, aby zabrać resztę rzeczy. Wzięłam wszystko z półki i wrzuciłam do kosmetyczki. Odwróciłam się, aby wziąć jeszcze nasze szczoteczki do zębów, ale wpadłam na Pana Nic Mi Się Nie Chce Louis.
- Zejdź - szepnęłam, przeciągając "e".
- To za to, że kazałaś mi sprzątać.
- Co... - nie dokończyłam, bo Louis wpił się zachłannie w moje usta, pozbawiając mnie tym samym wszelkiego dostępu do powietrza.
Odłożyłam po omacku to co trzymałam w rękach na szafkę za mną. Oddawałam każdy jego pocałunek, pragnąc więcej. Czułam jak jego ręce błądzą pod moją bluzką. W momencie usadził mnie na umywalce, nie przestając napierać swoimi ustami na moje. Szybko pozbył się górnej części mojego stroju, pokazując, że myśli o tym samym.
- Mieliśmy wracać do domu - wysapałam między pocałunkami. - Zmieniasz zdanie ?
- Jeszcze... zdążymy. Dzień się dopiero zaczął... tak jak nasza zabawa - wymruczał, robiąc mi malinki na szyi.

*//*//*

Jeszcze przed 17:00 zdążyliśmy wyjechać od rodziny Lou. Sprawa z łazienki skończyła się w łóżku. Tak jak mogłam się spodziewać. Wszystko to sprawiło, że spóźniliśmy się na obiad.
- Po co tu przyjechaliśmy ? - spytałam, gdy zatrzymaliśmy się pod galerią handlową w jakimś nieznanym mi mieście.
- Liam miał kilka dni temu urodziny, a ja nie mam dla niego prezentu - wzruszył ramionami, a ja otworzyłam szeroko oczy.
- Miał urodziny ? - zdziwiłam się.
- Nie wiedziałaś ? - popatrzył na mnie. - No dobra, czyli przyjmijmy, że nie.
- Ale to co, była jakaś impreza ?
- Nie, Liam raczej nie lubi takich rzeczy. A tak przy okazji, bo pewnie też nie wiesz. Za 2 tygodnie Niall również ma urodziny.
- Serio ? Oni się zmówili czy jak ?
- Nie wiem, musisz ich zapytać - zaśmiał się. - Chodź, idziemy mu czegoś poszukać - powiedział wysiadając z auta. Zrobiłam tak samo jak on i po chwili również byłam na zewnątrz.
- Możemy kupić mu wspólny prezent. Będzie łatwiej - powiedział zamykając samochód.
- Zgadzam się z tobą - wskazałam na niego palcem.
- Nie wiem jak ty, ale ja nie mam żadnego pomysłu co on by chciał.
- Mówisz do mnie, a ja go nie znam tyle lat co ty - popatrzyłam na niego znacząco.
- Przesadzasz. Jesteś kobietą, znasz się na takich rzeczach w porównaniu do mnie.
- Nie, nie znam się - trzymałam przy swoim.
- Tak, znasz, dlatego idziesz ze mną coś mu kupić. Chodź - objął mnie ramieniem, wchodząc do Galerii.
- Ale kupisz mi gorącą czekoladę.
- Ależ oczywiście. W lato - zaśmiał się, nabijając się ze mnie. - Co ty, bawisz się w Lux ? Ugotujesz mi się i co ja z tobą zrobię ?
- To lody, pasuje ?
- Mi tak, ale tobie nie wiem...
- Ugh ! Po prostu chodź - pociągnęłam go za rękę do jednego ze sklepów.

*//*//*

~Louis~

Łazimy po tym cholernym sklepie już dobre 2 godziny, a i tak nic mu nie kupiliśmy. Nawet te ekspedientki nie umieją nic  człowiekowi doradzić, kiedy właśnie czegoś potrzebuje. Gadały o jakiś krawatach, muszkach i licho wie o czym jeszcze. Jakaś babcia powiedziała, żebyśmy kupili zioła, ale to chyba bardziej chodziło o nas, a dokładniej o mnie, bo kiedy zobaczyła, że mam tatuaże zaczęła mnie wyklinać. W końcu oberwałem jej torebką w łeb, a do sklepu dostałem zakaz wstępu. A ja nawet nic nie zrobiłem Nie zdążyłem się dobrze rozejrzeć, a już mnie stamtąd wyrzucono. W innym proponowali nam wyprawkę dla dziecka, kiedy my nawet go nie mamy, a Summer nie jest w ciąży.
- A może kupimy mu sukienkę ? - powiedziała dziewczyna, a ja się zatrzymałem, nie wierząc w to co mówi.
- Summer...
- No co ? Ładnie by mu było. Taka różowa, z falbankami i koronkami. Co ty na to ?
- Że za dużo czasu spędziłaś z moimi siostrami.
- Ej ! To nie jest prawda.
- Tak, jest. Chcesz to mogę kupić ci sukienkę, ale teraz chodźmy na te lody, muszę pomyśleć - wziąłem ją za rękę i ruszyliśmy do kawiarenki, gdzie było dziwnie mało osób.
- Jakie chcesz ? - spytałem, gdy stanęliśmy przy ladzie.
- Emm... sorbet z pomarańczy.
- Okay. Poproszę raz sorbet z pomarańczy i raz sorbet z mango - zwróciłem się do kobiety za ladą.
- Oczywiście, już podaję - odeszła, by nałożyć nam lody, a Summer znów zaczęła swoją mowę o idealnym prezencie.
- Dlaczego nie możemy kupić mu sukienki ? Dorzucilibyśmy jeszcze szpilki i pończochy.
- Summer... nie rób ludziom wstydu...
- Ja nic ci nie robię - oburzyła się.
- Patrz, Pani niesie twoje lody, więc weź je łaskawie, a mi daj pomyśleć, okey ? 
- Tak łatwo mnie nie przekupisz. I tak będę gadać - powiedziała biorąc swoje lody.
- To będzie 9.40 $ - odezwała się ekspedientka, a ja wyjąłem portfel i podałem jej należną sumę.
- Dziękuję - powiedziałem odchodząc. Usiedliśmy przy stoliku, a ja zacząłem myśleć. Zwykły prezent, a nie wiem co mu kupić. Niby znam go te 5 lat, a... no dobra 6, albo nawet i 7... Nieważne. I tak nie wiem co mu kupić. Dobra, teraz się powtarzam. Perfum mu nie kupię, bo to raczej kobieta powinna mu dać. O tej sukience to ja nawet nie chcę myśleć, a o ziołach to tym bardziej. Kota mu kupię to będzie mieć przyjaciela na całe życie. Albo pół... Zależy ile pożyje. Może lepiej wybiorę co innego. Nim się obejrzałam, deser Summer był cały zjedzony, mój tak samo.
- I co wymyśliłeś mądralo ? - popatrzyła na mnie poważnie.
- Że... kupujemy mu zegarek.
- To się wysiliłeś... - zakpiła.
- Wiem o czym myślisz i nie, nie bierzemy tej sukienki - popatrzyłem na nią.
- Nic o niej nie mówiłam - podniosła ręce w geście obronnym.
- Ale pomyślałaś. Idziemy do jubilera, ty wybierasz.
- Cóż za zaszczyt - wstała z miejsca, biorąc swoją torebkę. Przeszliśmy kilkanaście metrów i znaleźliśmy się u jubilera. A potem to już tylko Summer dokonywała wyboru.

*//*//*

Tak jak chcieliśmy, kupiliśmy ten prezent i już prawie jesteśmy w domu. Dosłownie jeszcze kilka dzielnic. Nie powiem, trochę długo nam zeszło, bo jest już ciemno i nie bardzo coś widać.
- A tak w ogóle, to po co kupowałeś wino ? - spytała, przypominając sobie o tym. - Całą skrzynkę... - zmarszczyła czoło.
- Żeby zrobić zapas, bo wszystko wypiliśmy. No bardziej ty.
- Jak ja ?! Dwa czy trzy razy się napiłam.
- Tak, po kilka butelek i to wystarczyło. Nie ma już nic. Nawet tego białego.
- Dlatego, że... no bo... Trzeba było zamknąć barek, a nie mnie obwiniać !
- Ale ja tylko mówię. Przecież nie krzyczę na ciebie - próbowałem się bronić.
- Widzę - prychnęła i odwróciła ode mnie głowę. - Louis ? - powiedziała zaniepokojona. Jej coś odbiło, znów ma te humorki. Chyba, że będzie mieć okres, to inna sprawa.
- Co znowu ? - westchnąłem.
- Zwolnij ! Na poboczu ktoś jest ! - krzyknęła, a mnie wmurowało. Znów to samo ! Niech ktoś powie, że to tylko cholerny żart. Zwolniłem i zatrzymałem się, światła oświecały leżącą osobę. Wysiedliśmy czym prędzej z auta i podbiegliśmy do postaci.
- Boże Przenajświętszy ! Vanessa ! - krzyknęła dziewczyna, gdy oboje dostrzegliśmy kto to jest. Blondynka leżała na ziemi cała zapłakana i poobijana. Ubrania miała porozrywane i brudne.
- Summer ? - załkała przestraszona i roztrzęsiona, upewniając się.
- Tak, to ja. Wszystko już dobrze, nie bój się. To tylko ja i Louis - mówiła uspokajając ją.
- Dasz radę wstać? - spytałem, a ona pokiwała przecząco głową.
- Spokojnie, pomogę ci - wziąłem ją delikatnie na ręce i aby jej nie uszkodzić, zaniosłem do auta. Posadziłem na siedzeniu z tyłu i zapiąłem. Wstałem, by zamknąć drzwi, ale zatrzymała mnie Summer.
- Muszę z nią porozmawiać, dowiedzieć co się stało - szepnęła, a ja przytaknąłem.
- Poczekam, nie śpiesz się - powiedziałem i odszedłem kilka kroków. Cholera. Głód nikotynowy zżera mnie od środka. Muszę zapalić. Wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów i wyjąłem jednego, zapalając  zapalniczką. Nie wiem co się stało Vanessie, ale nie uwierzę, jeśli powie, że po prostu się przewróciła. Coś jest na rzeczy i to na pewno ma związek z tym, że podcięto nam hamulce, a nasza ochrona nie żyje. Tylko, że jeszcze nie wiem kto to może być. Nikogo nawet nie podejrzewam, bo przy naszej pracy może to być dosłownie każdy. Może to być nawet osoba, którą doskonale znam. Kurde, chyba jesień naprawdę idzie. Zimno jak  w jakiejś chłodni. Nie wiem jak blondynka wytrzymała, leżąc tak ubrana na betonie. Po chwili przyszła Summer.
- Co się jej stało ? - spytałem zaciągając się dymem.
- Była w klubie na imprezie, chyba ktoś dodał jej coś do drinka i... prawdopodobnie ją zgwałcił - powiedziała nieobecna.
- Nie było z nią ochroniarza ?
- Był, ale ogłuszyli go, a ją wyprowadzili z klubu. Więcej nie pamięta.
- Trzeba iść z tym na policję.
- Louis, nie mamy pewności co się stało.
- Jest cała poobijana, płakała. Ty nie widziałaś tego ? Trzeba coś zrobić.
- Louis ! Ona nie jest świadoma co dokładnie się stało ! - zaczęła płakać.
- Ale policja może odkryć prawdę - powiedziałem gasząc papierosa. - Nie widzisz tego, że ktoś chce nas zniszczyć ? Krzywdzą osoby, które znamy. Najpierw ochrona, teraz Vanessa. Nie wiemy kto będzie następny. A co jeśli ty ? - popatrzyłem na nią załzawionymi oczami. - Nie chcę cię stracić - szepnąłem czując jak po mojej twarzy spływają łzy. - Jesteś wszystkim.
- Poczekajmy kilka dni - przytuliła mnie.
- Dobrze, kilka dni i pójdziemy zgłosić to na policje, tak ?
- Tak, wracajmy - łkała. Wziąłem ją za rękę i poszliśmy do samochodu.

*//*//*

Summer całą noc siedziała z Vanessą. Na początku normalnie rozmawiały, ale kiedy przyszedłem nad ranem sprawdzić co się dzieje to już spały, więc na razie wszystko jest w porządku. Zegarek dla Liam'a daliśmy. Nieźle się ucieszył, ale też nie obyło się bez tej gadaniny, że nie trzeba było i tak dalej, że liczy się, że pamiętaliśmy. Ja tam wiem swoje i lubię dawać innym prezenty, nawet te najdrobniejsze, mimo że czasem może to być trudne. Lubię patrzeć na uśmiech osoby, której coś daję. Wtedy wiem, że się podoba, a ja sam cieszę się, że mogłem zrobić coś dla  innych. A nie siedzieć na tej mojej dupie przed telewizorem. W sumie to ja już dawno telewizji nie oglądałem. Nie wiem nawet co się na świecie dzieje. Chociaż może jednak dobrze robię, bo znów usłyszałbym o sobie jakieś plotki. Niedługo powinien być obiad. Harry oczywiście gotuje, a Niall od razu zżera to co on zrobi. Czyli tak naprawdę nie wie kiedy będziemy jeść. Siedzę na tej tej altance i myślę nad sprawą ze stalkowaniem nas. Najpierw podcięli nam hamulce, zabili prawię całą naszą ochronę, a teraz prawdopodobnie Vanessa została zgwałcona. To na pewno jest ta sama osoba. Tylko, że my musimy się jeszcze dowiedzieć kto to. Po niecałych 5 minutach poczułem jak ktoś przytula mnie od tyłu jak małpka. Łatwo się przekonać, że to nie kto inny jak Summer.
- Hej mała - odwróciłem do niej głowę i pocałowałem.
- Hej - przywitała się po oderwaniu i usiadła obok, kładąc głowę na moje ramię.
- W końcu wstałaś, myślałem, że będziesz spać cały dzień.
- Vanessa wymiotowała - powiedziała słabo.
- Ale to nie możliwe, żeby po tym była w ciąży, nie ? - spytałem zaniepokojony.
- Raczej nie, objawy aż tak szybko się nie pojawiają. Myślę raczej, że to po tym co mogła wczoraj wypić, albo po prostu nerwy  - powiedziała cicho.
- A jak się ona czuje ?
- Tak sobie. Boi się, że jak znowu wyjdzie to to się powtórzy. Sam widziałeś jak wyglądała.
- Widziałem - westchnąłem. - Znaleźli tego ochroniarza, którego ogłuszyli. Jest w szpitalu na obserwacji. Policja go przesłuchuje. Co znaczy, że niedługo i tu przyjdą...
- Zdaję sobie z tego sprawę - powiedziała zdejmując głowę z mojego ramienia. - Louis ? 
- Tak ? - odkręciłem się w jej stronę.
- Odkąd jesteśmy razem minie niedługo 3 miesiące, i ... Chciałam, żebyś wiedział, że te miesiące... były najlepszymi w moim życiu.
- Cieszy mnie to - uśmiechnąłem się szeroko.
- Może głupio to zabrzmi... - przełknęła zdenerwowana ślinę. - Pomożesz mi odnaleźć mojego brata ? 
- Ale... - nie wiedziałem co powiedzieć. Teraz to mnie zatkało.- Summer, to nie jest łatwe. Tylko profesjonaliści to potrafią...
- Po prostu... chcę, żebyś pomógł mi wspierając mnie... Tęsknię za moim bratem...
- Zawsze będę cię wspierał. Nawet jak przy tobie nie będę. W końcu go odnajdziesz. Zobaczysz - przytuliłem ją i nie puszczałem. Musze powiedzieć o tym Niall'owi. Ona naprawdę tęskni...
____________________
Za dużo wzięłam sobie na głowę. Szkoła, blog, lektura, prezentacja z informatyki, malowanie, projekt gimnazjalny, który wczoraj na szczęście zaliczyłam, ale się udało. Ledwo wiążę początek z końcem, ale nie jest tak źle i powoli wychodzę na prostą. Módlcie się, żebym w tydzień przeczytała lekturę i o nic więcej Was nie proszę. No może ewentualnie mogło by się jednak pojawić troszeczkę więcej komentarzy. Jeżeli znów będę miała tyle nauki przez cały tydzień to być może, że nie wyrobię się z dodaniem kolejnego, ale postaram się zrobić co w mojej mocy. Miłego weekendu (: 

/Perriele rebel

4 komentarze: