MSC Music Player

sobota, 4 lutego 2017

Rozdział 17

"Słowa są tylko słowami. Najważniejsze kryje się w sercu człowieka."

~Louis~

Tego to ja się nie spodziewałem. Ktoś włamał się nam do systemu i pozmieniał kody.
- Dzwonię do Josh'a. Jeszcze brakowało nam uciekać przed jakimś psychopatą - wyjąłem telefon ze spodni i już miałem dzwonić do Josh'a, ale przerwał mi zaniepokojony głos Harry'ego.
- Louis ? Czy... czy ty kogoś dziś zamykałeś w sypialni Summer ? - spytał przestraszony, a ja nie mogłem zrozumieć o co mu chodzi.
- Przecież ja jeszcze nie byłem dzisiaj w domu. Co ty w ogóle chrzanisz ?
- S-s-spójrz na okno... od pokoju Summer - powiedział wystraszony. Zrobiłem tak jak mówił i stwierdzam, że zrobiłem źle.
- Schyl łeb Harry ! - krzyknąłem w jego stronę, kiedy zauważyłem jak ktoś celuje w nas bronią z pokoju Summer. Jak poparzony schował się za siedzeniem, a ja zrobiłem dokładnie to samo. To teraz się wkopaliśmy.
- Debilu, zamknij okna ! - krzyknąłem do niego, kiedy uświadomiłem sobie, że wcale nie jesteśmy tacy bezpieczni.
- Narażasz mnie mnie na śmierć ?! - zapiszczał.
- Jesteś młodszy. Pożyjesz więcej niż ja. No błagam cię - próbowałem się wymigać. Kurde, ja chcę jeszcze żyć.
- Dobra, ale w tej chwili dzwonisz do Josh'a - zbulwersował się.
- Stoi - powiedziałem, a on podniósł głowę i powoli podniósł się do pozycji klęczącej. Zamknął okna, a następnie włączył ochronę auta. Co jak co, ale na takie coś to jednak nas stać. Wybrałem numer naszego głównego ochroniarza i przyłożyłem telefon do ucha, czekając aż w końcu odbierze.
- Tak szefie ? - usłyszałem w słuchawce jego głos. No na szczęście odebrał !
- Kurde, Josh. Gdzie ty do cholery jesteś ?
- No jak gdzie ? W firmie - zdziwił się.
- Tak ?  A nas zostawiliście bez ochrony, kiedy właśnie uknuli na nas atak !
- Jaki atak ? - przejął się. Ja już ci tu dam.
- Ktoś włamał się do systemu, zmienił zabezpieczenia, a teraz celuje do nas bronią z jednego z pokoi - wytłumaczyłem mu.
- Gdzie jesteście ? - co za idiota !
- No pod domem !
- Poczekajcie, zaraz do was oddzwonię.
- Co ?! Josh ! - nie zdążyłem nic powiedzieć bo się rozłączył. - Harry ? - odwróciłem do niego głowę i przełknąłem ślinę. - Módl się o nasze życie - powiedziałem w jego stronę, a on się zatrząsł. Dlaczego ja ? Co ja ci Boże zrobiłem ? Ja w życiu nic złego nie zrobiłem. To znaczy... prawie nic... No, ale ja tu właśnie żegnam się z życiem, a nie wspominam. Po chwili usłyszeliśmy otwieranie bramy. Co jest ? To już nasz koniec ? Tak szybko ?! W szybę zaczął pukać jakiś gostek, a my popatrzyliśmy na siebie.
- Wychodzimy ? - szepnął Harry, na co ja pokiwałem pionowo głową.
- Najwyżej umrzemy razem - podnieśliśmy się z podłogi auta i powoli wyszliśmy z samochodu.
- Przepraszamy szefów za to zamieszanie - powiedział umundurowany mężczyzna.
- Jaki szefie ? Kim Pan jest ? Ja nic nie wiem - zadawałem mu pytania.
- Spokojnie. Jesteśmy z waszej agencji ochrony. Josh nas przysłał. Mieliśmy właśnie ćwiczenia. Nie chcieliśmy nikogo wystraszyć, ale nie wiedzieliśmy, że jesteście w tym aucie.
- No  dobrze, ale po co tu jesteście ? My już mamy ochronę - odezwał się Harry.
- Dostaliśmy takie zadanie. Nic więcej nie możemy powiedzieć, przykro mi - wyjaśnił. Przetarłem twarz dłońmi, próbując się uspokoić.
- Dobrze, niech Pan wraca do pracy - westchnąłem. - A ! Możemy wjechać ? - dodałem.
- Oczywiście - uśmiechnął się odchodząc.
- Słyszałeś Pana ? Wjeżdżaj - powiedziałem do Hazzy. Szybko wykonał moje polecenie i po chwili z powrotem stał obok mnie na podjeździe.
- Jak  myślisz, ilu ich jest ? - spytał żując gumę.
- 20 ? Nieważne. Dzwoni Josh.
- Daj na głośnik - powiedział patrząc na dom. Włączyłem głośnomówiący i położyłem telefon na masce samochodu.
- Chłopaki ? Jesteście ?
- Gadaj po co nam ta dodatkowa ochrona - wycedziłem.
- Dzwonił do mnie Niall i prosił o wzmocnienie ochrony dla Summer.
- Niall ? - spytał zdziwiony Harry.
- Tak, tak. Zmieniliśmy zabezpieczenia. Zaraz ci je wyślę Louis.
- Dobra. Mamy coś do załatwienia. Na razie - rozłączyłem się szybko i włożyłem telefon do kieszeni, kierując się do wejścia domu. - Idziesz ? - spytałem Hazzę.
- Wiesz co ? Chyba poczekam na dworze.
- Jak tam chcesz - wzruszyłem ramionami i wszedłem do środka. Na dole nikogo nie było, wszystko było na swoim miejscu. Wdrapałem się na schody i drugie piętro. Na korytarzu był jeden z ochroniarzy, a tak poza tym to nikogo więcej nie widziałem. Chyba wszyscy są na dworze. Skierowałem się do pokoju Summer, ale cofnąłem się do sypialni Harry'ego, bo coś przykuło mój wzrok. Wszedłem do środka i nie myliłem się. W pokoju panowała totalna demolka. Nawet ja nie potrafię aż tak bardzo na rozwalać. Z półek pozrzucane były książki, z szafek powyrzucane dokumenty i teksty, a obok okna leżały rozbite perfumy. Szybkim krokiem przeniosłem się do pokoju Summer. Podeszłem do okna i wychyliłem się przez nie, szukając wzrokiem loczka.
- Harry !! Zdemolowali ci pokój !! - krzyknąłem, kiedy już go znalazłem. Gdy dotarło do niego co powiedziałem, rzucił się w kierunku wejścia do domu. Coś czuję, że będzie źle. Udałem się do garderoby mojej dziewczyny i zacząłem szukać jakiejś torby, do której mógłbym włożyć jej rzeczy. Kiedy już odnalazłem czarną torbę pumy, wziąłem się za ubrania. Wybrałem jakąś bieliznę, wygodne leginsy, do tego bluzkę i ciepłą bluzę. Wziąłem jakieś trampki i jej kosmetyczkę, którą cudem znalazłem. Z zapakowanymi rzeczami dziewczyny ruszyłem na korytarz, skąd dobiegały krzyki, nikogo innego jak Harry'ego.
- Panie ! To były moje ulubione perfumy ! Nowa buteleczka ! - krzyczał wymachując rękami, jednak ten facet nie bardzo reagował na to wszystko.
- Idziemy Styles - pociągnąłem go za ramię.
- Ja jeszcze nie skończyłem ! - szarpał się.
- Idziemy do cholery ! - wydarłem się na niego i jakimś sposobem to pomogło.
- Policzymy się w sądzie ! - popatrzył groźnie na mężczyznę. Popchnąłem go do schodów. Prawie z nich spadła, ale ja nic na to nie poradzę. Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta.
- Idioci zbili mi perfumy i jeszcze zgubili mi paszport - powiedział odpalając samochód.
- Jedź, później się wyżalisz.

*//*//*

Wjechaliśmy z Harry'm na szpitalny parking. Od razu zostaliśmy otoczeni przez paparazzi. Kurde. Musieli nas znaleźć ? Wysiadłem z samochodu, wcześniej biorąc ze sobą torbę Summer. Przeszedłem jakoś przez dość sporą grupę ludzi z aparatami i stanąłem w szpitalnym korytarzu. Przez szklane drzwi rozglądałem się za Harry'm. Coś mi się zawieruszył. W końcu zobaczyłem jak wychodzi z tłumu, wchodzi do budynku i staje przede mną. Moje oczy momentalnie się powiększyły, kiedy zobaczyłem, że ma porwaną bluzkę, a on sam szybko oddycha.
- Co ci... się stało ?
- Jakaś dziewczyna... chciała zobaczyć moją klatę - powiedział oszołomiony, a mnie zatkało.
- Chodź może lepiej... - skierował się do sali Summer, a ja podążyłem za nim. Weszliśmy do jej sali, gdzie byli też Niall i Liam. Dziewczyna siedziała na łóżku jedząc szpitalne śniadanie. Przychodziło jej to z trudem, ale jednak jadła. Przeniosła swój słaby wzrok na nas, a mnie aż serce bolało. Podszedłem do jej łóżka i usiadłem na nim, a torbę położyłem na podłodze.
- Smacznego - powiedziałem cicho w jej kierunku.
- Dziękuję - powiedziała ledwo słyszalne i podłubała jeszcze chwilę w jedzeniu. - Nie chcę już - odłożyła widelec na talerz.
- Skarbie, musisz jeść - odwróciła w moją stronę głowę.
- Nie chcę - powtórzyła łamiącym głosem.
- I tak już dużo zjadła Louis - odezwał się Liam.
- No dobrze - westchnąłem. - Przywiozłem ci ubrania. Może pójdziesz się przebrać i zaraz byśmy pojechali, hmm ? - zaproponowałem jej.
- Dzięki - uśmiechnęła się smutno. Odstawiła talerz na szafkę stojącą obok i powoli wstała z łóżka. Również wstałem, podając jej torbę z rzeczami.
- Może pójdę z tobą i pomogę ci się przebrać ?
- Dzięki, nie trzeba. Dam radę.
- Na pewno ? - spytałem zatroskany.
- Tak, na pewno - delikatnie się uśmiechnęła i skierowała do łazienki. Usiadłem znów, patrząc na Niall'a.
- Czego nie powiedziałeś nam o dodatkowej ochronie ? - spytałem ze zmarszczonymi brwiami.
- Miałem wam właśnie teraz to powiedzieć.
- To trochę za późno, bo z Hazzą już żegnaliśmy się z życiem.
- Co wy gadacie ? - zmarszczył czoło.
- Przyjechali do nas do domu - zacząłem. - Urządzili już sobie ćwiczenia, pozmieniali hasła i... celowali w nas bronią.
- Żartujecie, prawda ? - otworzył szeroko oczy.
- Chciałbym - skrzyżowałem ręce na piersi.
- No, a ja mam bonus ! - krzyknął Hazz.
- Co ty chrzanisz Styles ? - spytał tym razem Liam.
- Rozwalili mi pokój, zbili perfumy, a na dodatek zgubili mój paszport ! - zaczął wymachiwać rękami we wszystkie strony. Zaraz mi idiota oczy wydłubie.
- Zabieraj te łapy - wysyczał Horan. - Mieli zacząć od jutro - popatrzył w moją stronę.
- To chyba im się coś pomyliło.
- O Boże - westchnął Niall i przetarł twarz dłońmi. - Żeby później nie było, mówię wam teraz. Summer dostaje prywatnego ochroniarza.
- Kiedy ty to zdążyłeś załatwić ?! - zapiszczał Harry. Słowo daję, ja zaraz przywalę mu w ten łeb ! Jeszcze raz się odezwie to będzie zbierał te swoje zęby z podłogi. Gada, gada i gada. Zgłupieć można.
- Wyobraź sobie, że jak ty sobie spałeś na korytarzu to inni załatwiali ważne sprawy - zakpił z niego. Natomiast loczek się naburmuszył i się nie odzywał. No i dobra, kuźwa. Do szczęścia wcale nie jest mi potrzebny. Gdybym chciał, żeby ktoś mi gadał nad uchem 24/7 to bym powiedział.
Za chwilę z łazienki wyszła przebrana już Summer. Podszedłem do niej i zabrałem od niej torbę. 
- Idziemy ? - spytałem lekko się uśmiechając.
- O tym marzę - zaśmiała się cicho. Nie wiem jak ona po takim czymś nie zamknęła się w sobie. Podziwiam ją. Ale w głębi serca wiem, że bardzo cierpi, tak jak ja. Strata dziecka to coś czego nie życzę nikomu. Nawet najgorszemu wrogowi.
- Niall ? Pójdziesz po wypis ? - spytałem odwracając się w jego stronę. 
- Pewnie - ruszył z Liam'em i Harry'm w naszą stronę i w piątkę wyszliśmy z sali.


*//*//*

Dlaczego ja znów jadę w jednym aucie z tym idiotą ?! Takie ja mam właśnie życie. Zawsze gdy czegoś nie chcę to to mam. Tak jest zawsze. Cokolwiek by to było. Szczęście, że jadę z Summer. Tylko ze względu na nią jeszcze go nie zatłukłem. Stanęliśmy przed bramą od naszego domu. No i dlaczego on nie wjeżdża ?!
- No wjeżdżaj cioto ! - huknąłem w jego stronę.
- To podaj kod ! Taki niby mądry jesteś ! - walnął w kierownicę. 
- Powiedzieć nie łaska o co ci chodzi - wymamrotałem pod nosem, wyjmując ze spodni telefon. Wszedłem szybko w odpowiednią wiadomość i podałem temu idiocie hasła. Po wpisaniu przez niego cyfr, wjechaliśmy na posesję. 
- C-co się tu dzieje ? - spytała Summer patrząc przez okno. Nie no, naprawdę oni tu jeszcze są ? A myślałem, że przyjechali tylko na ćwiczenia.
- Zapomnieliśmy ci powiedzieć - chwyciłem jej rękę, by na mnie spojrzała.
- O czym ? Nie nie rozumiem - zmarszczyła w śmieszny sposób swój nos.
- Wzmocniliśmy ochronę, a ty... - westchnąłem.
- Co ja ? - spytała zaniepokojona. 
- Będziesz miała prywatnego ochroniarza.
- Co ?! Dlaczego nie przedyskutowaliście tego ze mną ?! - wybuchła. Nie wiedziałem, że tak na to zareaguje. Może trzeba było jej to wcześniej powiedzieć ?
- Uspokój się.
- Nie uspokoję się ! Nie zgadzam się na żadnego ochroniarza ! - wysiadła szybko z auta.
- To dla twojego bezpieczeństwa ! - podniosłem głos, kiedy również byłem na zewnątrz.
- W dupie to mam ! Moi ochroniarze mi wystarczają ! Musieliście to robić ?! Mogliście mnie chociaż spytać o zdanie ! Wszyscy wiedzieli tylko nie ja ! Dowiaduję się na końcu !
- Nie wiedziałem o tym ! To nie ja to ustalałem ! - krzyczałem coraz bardziej wściekły.
- Nie ?! To kto ?! - chwyciłem ją mocno za ramię, aby się uspokoiła.
- Ja - obok nas pojawił się Niall. W duchu dziękowałem, że przyszedł, bo sam jej bym nie uspokoił, a z jego pomocą było to w miarę możliwe.
- Po co to robiłeś ?! Jakim prawem, pytam się ?! Nie jesteś nikim dla mnie bliskim ! Jesteś po prostu przyjacielem - spuściła trochę z tonu, normując swój oddech.
- I tu się grubo mylisz - wycedził ze złości. - Nie jestem przyjacielem, jestem kimś o wiele więcej.
- Niby kim ? - kuźwa Niall ! Ty idioto ! Dlaczego ty  to jej mówisz ? Jeszcze słowo i ona może się dowiedzieć, że są rodzeństwem. Horan zawsze umie spieprzyć sprawę. Po co tu się o cokolwiek starać ? 
- Kiedyś się dowiesz - wysyczał w jej stronę.
- Masz mi powiedzieć teraz !
- Nie ! Powiedziałem, nie !! - krzyczał ze złością, powodując, że sam się go zaczynałem bać. Cholera, to ona miała się bać, a nie ja.
- W takim razie nie mamy o czym gadać - wyrwała się z mojego uścisku i wbiegła do domu, zostawiając nas na zewnątrz, w tym wkurzonego Horana, oszołomionego mnie i zdezorientowanych chłopaków. Zrobiliśmy taką scenę, że każdy z ochrony się na nas patrzył, przerywając swoje obowiązki.
- Brawo Horan ! Jesteś z siebie dumny ? - skierowałem się w jego stronę.
- Zamknij mordę - popatrzył na mnie z jadem w oczach i także wszedł do środka. To się właśnie nazywa kuźwa, przyjaciel. I dziewczyna od siedmiu boleści. Wsadziłem ręce do kieszeni i splunąłem na trawnik. Mam dość tego mojego porąbanego życia. Z wielką chęcią poszedłbym się zabić. W sumie to nie bardzo mam dla kogo żyć. Moje dziecko umarło, dziewczyna ma gdzieś moje zdanie, a przyjaciel i tak nie słucha co mam do powiedzenia. Wszystko się spieprzyło. Jedyne dla kogo jestem jeszcze na tym świecie to mama i moje rodzeństwo, no i babcia. To oni trzymają mnie jeszcze przy życiu. Moje rozmyślenia przerwał dzwoniący telefon. Niechętnie wyjąłem z kieszeni telefon i spojrzałem na wyświetlacz. Vanessa. Se kurwa moment wybrała.
- Co ? - odebrałem niezbyt grzecznie. 
- Co ty taki zły ? - spytała zdziwiona.
- Co chcesz ? - spytałem ponaglając jĄ i kopiąc mały kamień.
- Co z Summer ? 
- Właśnie przywieźliśmy ją ze szpitala.
- Jak to ze szpitala ?! - wydarła się do słuchawki. Od razu odsunąłem telefon od ucha, czując, że moje bębenki zaraz pękną. Przyłożyłem go z powrotem, kiedy nie słyszałem już jej pisku. Opowiedziałem jej wszystko w skrócie. Oczywiście nie obyło się bez pocieszającej gadki i tego, że współczuje. Bla, bla, bla. Po co ja z nią jeszcze gadam to nie wiem.
- Kiedy wrócę to oberwę mu jaja - powiedziała z jadem w głosie, a mnie momentalnie olśniło. Teraz wiem co mogę zrobić, żeby się wyżyć. O tak.
- Wiesz gdzie on teraz jest ? - spytałem.
- Skąd mam wiedzieć. 
- To się dowiedź i wyślij mi adres.
- Ale Louis...
- Masz czas do 17:00 - powiedziałem szybko i się rozłączyłem. Teraz to się zabawię. Plus, że trenuję boks. Raz się do czegoś przyda. Oj przyda, przyda. I to nie wiem jak bardzo.
____________________

UWAGA !!!

 PRZYNAJMNIEJ 6 KOMENTARZY = NASTĘPNY ROZDZIAŁ

BLOG MOŻE ZOSTAĆ ZAWIESZONY NA CZAS NIEOKREŚLONY AŻ DO ODWOŁANIA !

/Perriele rebel

7 komentarzy:

  1. Nie zawieszaj tego bloga jest fajny. Będą jeszcze kłopoty przez to co chce zrobić Lou. Mam nadzieje że Summer szybko się dowie prawdy na temat Niall'a

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta zawsze to piszesz i nic z tego nie wynika co do liczby komentarzy. Genialny

    OdpowiedzUsuń
  3. Matko genialny :-)

    OdpowiedzUsuń